FARBY LEOPOLDA

W małym, drewnianym domku w górskiej osadzie żył niezwykle uczynny człowiek, który miał na imię Leopold. Mieszkał sam, ale nigdy nie narzekał na samotność. Miał wielu przyjaciół, którzy go często odwiedzali. Leopolda cechowała wyjątkowa gościnność. Gospodarz zawsze częstował swoich gości filiżanką gorącej herbaty i domowymi wypiekami, które od pokoleń zachwycały podniebienia wszystkich gości. Wokół chatki roztaczały się malownicze, górskie krajobrazy, zapierające dech w piersiach u tych, którzy tamtędy przechodzili i na nie patrzyli.
Leopold był drwalem - najlepszym w okolicy - dlatego nigdy nie narzekał na brak pracy. W wolnych chwilach potrafił też wyrzeźbić piękne figury i przedmioty, które cieszyły oczy wszystkich przejeżdżających nieopodal zacisznego siedliska. Jednak prawdziwą pasją drwala, którą zajmował się od dziecięcych lat, było malarstwo. Obrazy Leopolda cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, kiedy sprzedawał je co jakiś czas na pobliskim rynku. A że był niezwykle skromnym człowiekiem, swoich obrazów nie cenił zbyt wysoko. Chciał tylko, aby starczyło mu na kolejne pudełko farb i nowe płótna.
Pewnego razu gdy Leopold wracał do domu po kolejnym ciężkim dniu pracy, wstąpił do sklepu, żeby kupić nowe pudełko farb.
- Dziś jest dobry dzień na malowanie - pomyślał. Zapakował farby do torby i czym prędzej udał się do swojej chaty. Rozłożył sztalugi, naciągnął płótno na ramę, położył na stole nowe farby, pędzle i sięgnął po swoją ulubioną paletę, którą podarował mu kilkanaście lat temu w prezencie urodzinowym jego ojciec.
Widok z okna największego pokoju był przepiękny: wysokie, ośnieżone góry, zielone lasy, błękitne niebo, białe, kłębiaste chmury, wrzosowe polany i turkusowe jeziora. Patrząc
w dal, Leopold szukał inspiracji do kolejnego dzieła. Kiedy w jego głowie zrodził się wspaniały pomysł, sięgnął po paletę i pędzel. Już chciał zanurzyć go w farbie, gdy nagle usłyszał, jak cichy głos wymawia jego imię.
- Leopoldzie#8230
Drwal rozejrzał się dookoła, ale nikogo nie zobaczył. Wyjrzał przez okno, myśląc, że głos dobiega właśnie z podwórka. Ale tam również nikogo nie było. Pomyślał, że najwyraźniej się przesłyszał i postanowił wrócić do zaplanowanego zajęcia. Pędzel nagle wypadł mu z ręki, kiedy usłyszał wyraźne głosy:
- Wybierz mnie!
- Nie! Dziś wybierz koniecznie mnie. Chcę być pierwszy! Bo pierwszy jest najważniejszy!
- Kto to mówi - zapytał Leopold.
- To ja! Kolor niebieski z palety barw. Słuchaj uważnie, bo to nie żart!
- To niemożliwe! - krzyknął Leopold. - Farby nie mówią! Zerwał się z miejsca i przetarł oczy, spojrzał na paletę, i znów jego uszu dobiegł głos. Tym razem przemówiła farba czarna.
- Użyj koniecznie mojego koloru, chyba nie muszę tłumaczyć dlaczego Kolor czarny to podstawa, to jest oczywista sprawa.
- Chyba żartujesz, moja droga - odezwała się farba brązowa. - Twoja barwa jest ciemna
i smutna. Mój kolor maluje piękne pnie drzew i jesienne liście, oczywiście.
Nagle farba żółta wykrzyknęła:
- Niech mną słońce wymaluje! Słońce jasne szczęście daje i ogrzewa wszystkie kraje. Musi być na tym obrazie!
- Użyj, proszę, dziś czerwieni, czerwień wszystko może zmienić. Wyrazistą barwę mam, popatrz tylko, oceń sam!
- Nie do wiary! - rzekł Leopold. Lecz gdy chciał otworzyć usta i coś odpowiedzieć, znów usłyszał, jak odzywają się kolejne kolory.
- Doprawdy nie rozumiem nad czym się tu zastanawiać. To oczywiste, że kolor zielony ma najbardziej mocne strony. Wymaluje lasy, łąki oraz kwiatom świeże pąki.
- Nie rozśmieszaj mnie Zielony! Chcesz od wszystkich być piękniejszy, lecz nasz malarz doskonale wie, że to biały jest ważniejszy. Barwa biała czystość daje i odświeża plamy szare.
Szary kolor rzekł z namysłem:
- Nie obrażaj mej szarości, mówisz tak, bo mi zazdrościsz. Szary wiele ma odcieni, pięknie obraz może zmienić.
To był widok nie do opisania. Kłótniom nie było końca. Farby krzyczały, niektóre ze złości, aż się powylewały z pojemników. Na stole powstało mnóstwo plam w przeróżnych kolorach.
Leopold, kiedy już ochłonął, z uwagą przyglądał się niecodziennemu zjawisku. Aż
z jego gardła wydobył się zdecydowany krzyk:
- Dosyć tego! Cisza!
Farby w końcu zamilkły, a Leopold spokojnie, lecz stanowczo rozpoczął swój monolog:
- Nie wiem dlaczego was słyszę, to jest dla mnie już wystarczająco dziwne. Nie dosyć, że mówicie, to jeszcze się okropnie kłócicie. I nie wiem, czy wiecie, ale nawet rymujecie. Cha, cha, cha, nawet mi się troszkę udzieliło to wasze rymowanie, ale przejdę do rzeczy. Wasze kłótnie są absurdalne. Od wielu lat maluję i zawsze używam wszystkich kolorów. Bo jakże miałbym pokazać swoje ulubione kwiaty - maki, gdyby zabrakło mi właśnie farby czerwonej Jak zieleń trawy, biel śniegu, błękit nieba, szarość dymu unoszącego się z komina i jasność słońca Jak miałbym to zrobić, używając tylko jednego koloru - zapytał Leopold, lecz zawstydzone farby milczały. Ucichły kłótnie i nastała cisza.
- Zapamiętajcie. Każda z was jest dla mnie tak samo ważna i potrzebna. I gdy widzę, że kończy mi się jeden z kolorów, natychmiast jadę do sklepu i go kupuję.
Kiedy Leopold zakończył swoją pouczającą przemowę, spostrzegł, że wszystko wróciło na swoje miejsce. Farby pięknie poukładały się w pojemnikach, czyste pędzle czekały w słoiku, a plamy ze stołu po prostu zniknęły.
- To chyba był sen - pomyślał malarz. Podszedł do okna i jego oczom ukazała się przepiękna tęcza.
- Już wiem co dzisiaj namaluję! Wybrał jeden z pędzli, spojrzał w kierunku farb. Uśmiechnął się zarówno do siebie jak i do nich. Zaczął malować. Kiedy skończył swoje dzieło, był zachwycony. Użył wszystkich kolorów, jakie tylko znalazł. Nie chciał pominąć żadnego.
- Zatrzymam ten obraz dla siebie - rzekł szczęśliwy Leopold. Wybrał w salonie odpowiednie miejsce. Wbił gwoździk i powiesił swoje dzieło nad kominkiem. Usiadł wygodnie w fotelu. Spojrzał na wszystkie kolory tęczy i nie mógł uwierzy w to, co zobaczył, ale nagle cały obraz zaczął niezwykle się mienić i błyskać. Czy był to efekt promyków słonecznych wpadających przez okno, czy też podziękowanie wszystkich kolorów za niezwykle pouczającą lekcję To już na zawsze pozostanie tajemnicą.
Opracowała: Anna Warżagolis